Jak się tak zastanawiam, dlaczego
zdecydowaliśmy się na zamek Kapfenstein, to przychodzą mi do głowy dwa
argumenty. Po pierwsze, pasowało to do naszego planu podróży. Droga z
Burgenlandu na południe prowadzi do Styrii i Kapfenstein jest niejako po
drodze. Po drugie, Styria i okolice wokół
zamku są znane w Austrii z wyśmienitych win.
W
drodze opadły mnie wątpliwości, czy z tymi winnicami i pagórkowatym pejzażem
podobnym do Toskanii to prawda. Pagórki, owszem, były, ale po obu stronach
drogi leżały w szeregach dynie. Większe, mniejsze, żółte, pomarańczowe, nawet
czerwone. Nic tylko te dynie.
Dynie na styryjskich polach |
Za którymś z pagórków zawalonych warzywem
zamigotała w dali jasna budowla. Typowe położenie na wzgórzu sugerowało zamek.
Kiedy podjechaliśmy bliżej ukazał nam się zamek Kapfenstein, a wokół winnice.
Widok na okolicę
|
Zamkowy ogród
A na tym soczysto-zielonym
dywanie winnice. Do tego, jak wyjaśniała nam recepcjonistka, na wprost tereny
austriackie, trochę na lewo węgierskie, a całkiem na prawo słoweńskie. Czy
można sobie czegoś więcej życzyć?
Następną atrakcją dnia okazała się wizyta w
przyzamkowej restauracji. Znowu taras z widokiem na graniczny trójkąt trzech
państw. Poza znakomitymi potrawami mieliśmy okazję spróbować styryjskich win.
Zamek Kapfenstein jest od prawie stu lat w posiadaniu rodziny Winkler-Hermaden, do której należą też
okoliczne winnice.
Z
miejscowych winogron wytwarzają białe, czerwone i musujące wina – dzieła sztuki
enologicznej. Udało mi się się ich spróbować. Najbardziej do gustu przypadło mi
czerwone wino o dźwięcznej nazwie Hermada, Rozlewało się na podniebieniu jak
Armada (smaku).
Wczesnym rankiem obudził
mnie chłód otwartych drzwi na taras. Wstałam, żeby je zamknąć. Poranna mgła
przykrywała jeszcze winnice. Instynktownie sięgnęłam po aparat fotograficzny.
Po śniadaniu poddałam się obserwacji okolicy, kiedy doszły mnie dźwięki
songu Franka Sinatry „My way”. Wyobraziłam sobie, że ogrodnik z tranzystorem
przy uchu kosi zamkową trawę. Wyjrzałam na ogród. Mały zespół ćwiczył
romantyczne kawałki. Coś szykowało.
Niedługo
potem pojawili się odświętnie ubrani ludzie. Kiedy zagrano marsz Mendelsona wszystko
stało się jasne. Młodą parę uroczyście zaślubił urzędnik stanu cywilnego.
Obserwowaliśmy dyskretnie całe wydarzenie z tarasu, ukryci za wielkim modrzewiem.
Zrobiliśmy trochę zdjęć,
które później wysłaliśmy młodej parze. Młodzi ludzie podziękowali wylewnie,
potwierdzając, że nasze zdjęcia trafnie
podkreśliły romantyczność miejsca i wydarzenia. Ucieszyło nas, że sprawiliśmy
frajdę nowożeńcom.
|
Zawarcie aktu małżeńskiego |
Bladym świtem pożegnaliśmy
styryjskie winnice i ruszyliśmy do Karyntii w stronę austriackiej riwiery.
Pożegnanie ze Styrią |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz