No żeby nie było nieporozumienia. Nie jestem na
usługach firmy sprzedającej urządzenia sanitarne i nie zamierzam reklamować
jakiegoś cesarskiego klozetu. W czasach Franciszka Józefa eleganckie
towarzystwo nie chodziło piechotą, no chyba że do sanitarnego przybytku
westchnień, za to używało dorożek. Jeżeli już się zdarzyło, że jego cesarska
mość wykonała kilka kroków po promenadzie, to musiało być wyjątkowe miejsce.
Tak jest z Pörtschach nad jeziorem Wörthersee, w Karyntii.

Zamek Leonstain 3
![]() |
Jezioro
Wörthersee
Zgodnie z planem podążyłam w Pörtschach do zamku
Leonstain, miejscu o długiej historii. Swoją sławę zawdzięcza
interesującej architekturze, znakomitej restauracji, bliskości promenady i
jeziora. Rezydowało w nim wiele znakomitości, m.in. Johannes Brahms,
który po kilku dniach pobytu w zamku pozostał na kilka lat.
|
![]() |
Zamek Leonstain 1 |
![]() |
Zamek
Leonstain 2
|

Zamek Leonstain 3
Na początku XX wieku w okresie secesji ściągała
tu latem artystyczna i intelektualna elita cesarstwa austro-węgierskiego.
Zadurzona w klimatach alpejsko-adriatyckich, delektowała się specyfiką kurortu,
wynikającą z bliskości Słowenii i Włoch. Najlepiej można poczuć tę atmosferę
wybierając się w krótką podróż sentymentalną statkiem parowym.
Pierwsze miejsce postoju to Velden
z jego barokowym pałacem. Ta żółto-pomarańczowa budowla z kopulastymi wieżyczkami
jest rozpoznawalna dla wszystkich obywateli 35plus na obszarze
niemieckojęzycznym. Powód jest dość banalny. Na początku lat
dziewięćdziesiątych w tym pałacu rozgrywał
a się akcja serialu „Ein Schloss am
Wörthersee” (pol. Pałac nad jeziorem Wörthersee). Tutaj też w ramach
scenariusza Winnetou (Pierre Brice)
odbił głównemu bohaterowi narzeczoną. Pałac – dzisiaj ekskluzywny hotel – i
jego okolica są miejscem licznych wydarzeń kulturalnych.
Mnie udało się zobaczyć finałową paradę zlotu
motocyklistów z całego świata.
|
![]() ![]() | ||||||
Motocykle i motocykliści z całego
świata
Z
powrotem na parowcu ruszyliśmy do Klagenfurtu na drugim krańcu jeziora.
Stateczek bezszmerowo ciął taflę wody, pozostawiając za sobą skromne pierzaste
fale. Mijaliśmy nabrzeże pokryte gęstym lasem, gdzie nagle wystrzeliwały do
nieba wieżyczki i werandy secesyjnych willi, świadków przeszłej świetności.
Gdyby nie fakt, że są one w prywatnym posiadaniu, z pewnością byłyby doskonałym
plenerem filmu w stylu „Psychozy” A. Hitchcocka.
Klagenfurt przywitał nas piękną promenadą. Z atrakcji turystycznych najbardziej
przypadł mi do gustu Landhaus ze
zniewalającą swoim urokiem salą herbową. Zadzierałam głowy do góry podziwiając
na suficie malarstwo iluzjonistyczne. Liczyłam herby na ścianach, próbując
sprawdzić, czy jest ich 665, tak jak podaje przewodnik. Szukałam też polskich
herbów. Z tym liczeniem i polskimi herbami nie mogę zameldować pozytywnych
rezultatów, bo w którymś momencie zrezygnowałam.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz