Riwiera austriacka: tam gdzie Franciszek Józef chodził piechotą i Winnetou oczarował pewną damę, styczeń 2019




      No żeby nie było nieporozumienia. Nie jestem na usługach firmy sprzedającej urządzenia sanitarne i nie zamierzam reklamować jakiegoś cesarskiego klozetu. W czasach Franciszka Józefa eleganckie towarzystwo nie chodziło piechotą, no chyba że do sanitarnego przybytku westchnień, za to używało dorożek. Jeżeli już się zdarzyło, że jego cesarska mość wykonała kilka kroków po promenadzie, to musiało być wyjątkowe miejsce. Tak jest z Pörtschach nad jeziorem Wörthersee, w Karyntii.






Jezioro Wörthersee


      Zgodnie z planem podążyłam w Pörtschach do zamku Leonstain, miejscu o długiej historii. Swoją sławę zawdzięcza interesującej architekturze, znakomitej restauracji, bliskości promenady i jeziora. Rezydowało w nim wiele znakomitości, m.in. Johannes Brahms, który po kilku dniach pobytu w zamku pozostał na kilka lat.


Zamek Leonstain 1
Zamek Leonstain 2








                                   Zamek Leonstain 3



      Na początku XX wieku w okresie secesji ściągała tu latem artystyczna i intelektualna elita cesarstwa austro-węgierskiego. Zadurzona w klimatach alpejsko-adriatyckich, delektowała się specyfiką kurortu, wynikającą z bliskości Słowenii i Włoch. Najlepiej można poczuć tę atmosferę wybierając się w krótką podróż sentymentalną statkiem parowym.

Podróż sentymentalna

       Pierwsze miejsce postoju to Velden z jego barokowym pałacem. Ta żółto-pomarańczowa budowla z kopulastymi wieżyczkami jest rozpoznawalna dla wszystkich obywateli 35plus na obszarze niemieckojęzycznym. Powód jest dość banalny. Na początku lat dziewięćdziesiątych w tym pałacu rozgrywał


a się akcja serialu „Ein Schloss am Wörthersee” (pol. Pałac nad jeziorem Wörthersee). Tutaj też w ramach scenariusza Winnetou (Pierre Brice) odbił głównemu bohaterowi narzeczoną. Pałac – dzisiaj ekskluzywny hotel – i jego okolica są miejscem licznych wydarzeń kulturalnych.



Pałac w Velden


      Mnie udało się zobaczyć finałową paradę zlotu motocyklistów z całego świata.



Przygotowania do parady










            





Motocykle i motocykliści z całego świata


       Z powrotem na parowcu ruszyliśmy do Klagenfurtu na drugim krańcu jeziora. Stateczek bezszmerowo ciął taflę wody, pozostawiając za sobą skromne pierzaste fale. Mijaliśmy nabrzeże pokryte gęstym lasem, gdzie nagle wystrzeliwały do nieba wieżyczki i werandy secesyjnych willi, świadków przeszłej świetności. Gdyby nie fakt, że są one w prywatnym posiadaniu, z pewnością byłyby doskonałym plenerem filmu w stylu „Psychozy” A. Hitchcocka.


Mroczna willa w pełnym słońcu 


       Klagenfurt przywitał nas piękną promenadą. Z atrakcji turystycznych najbardziej przypadł mi do gustu Landhaus ze zniewalającą swoim urokiem salą herbową. Zadzierałam głowy do góry podziwiając na suficie malarstwo iluzjonistyczne. Liczyłam herby na ścianach, próbując sprawdzić, czy jest ich 665, tak jak podaje przewodnik. Szukałam też polskich herbów. Z tym liczeniem i polskimi herbami nie mogę zameldować pozytywnych rezultatów, bo w którymś momencie zrezygnowałam.

Klagefurt, Landhaus

Sala herbowa

       Za to wyprawa na riwierę austriacką definitywnie się udała. Ruszamy dalej w drogę.



                                     



Brak komentarzy: