
Jeżeli ktoś myśli, że emancypacja to zjawisko
ostatnich lat, to się myli. Historia zamku Sonnenburg pokazuje, że emancypantki
żyły w każdym okresie. Najczęściej były to kobiety bardzo zamożne, zatem
nieliczne. Albo wykształcone, co też oznaczało potencję finansową.
Do
zamku Sonneburg w Południowym Tyrolu najlepiej dojechać od
strony Bolzano. Potem skierować się na Brunnico. W połowie drogi mija się Sankt
Lorenzen i to jest nasz cel. Długo się nie widzi wyniosłej budowli górującej
nad okolicą. Docierając do zamku o zachodzie słońca, trudno nam było nie
zauważyć potężnego cienia zamczyska, niczym olbrzyma chroniącego dolinę Pustertal .
![]() |
W cieniu zamku Sonnenburg |
Zamek Sonnenburg położony przy dawnym szlaku rzymskim prowadzącym
do stolicy imperium, długo promieniował swoim znaczeniem. Tutaj działała w XV
wieku przeorysz-emancypantka – Verena von Stuben. Benedyktynka
von Stuben chciała prowadzić klasztor żeński według praw, które jako kobieta
uważała za słuszne. Klasztory żeńskie w XV wieku były raczej rzadkością.
Przeorysza była tak zacięta, że nawet zorganizowała i opłaciła z prywatnej kasy
potyczki z lokalnym biskupem w obronie własnych praw.
![]() ![]() |
Internet: zamek Sonnenburg und Verena von Stuben |
Poza silnym charakterem
Verena miała kobiece „słabości” jak zamiłowanie do kwiatów, czy dbałość o
zdrowie i dobrą kuchnię. Do dziś można podziwiać jej gotycki ogród różany.
|
W „ogrodzie aptecznym”
dojrzewają rozliczne zioła, które wcześniej używano do celów zdrowotnych i
kulinarnych. Aktualnie z tych zasobów korzysta przede wszystkim kucharz
zamkowy, który umęczony zbieraniem ziół chętnie pozwala sobie na chwilę relaksu
w romantycznej altanie.
![]() |
Altana |
![]() |
Przygotowania do uczty – bufet w refektarzu |
Trzęsiony
chleb z boczkiem i serem
|
![]() | ||||||||||||||||
Zupa
z zielonego groszku z knedlami
Następnie na stół wjechały Schlutzkrapfen w prawie dosłownym tłumaczeniu „odlewane pączki”.
Czy domyślacie się, co to było? Pierogi! Z nadzieniem z sera, jak ruskie,
polane masłem i przyprószone pietruszką. W tym momencie dopadły mnie uczucia
patriotyczne. Jak można nasze pierogi nazywać „odlewanymi pączkami”? I do tego
podawać je jako specjalność kuchni tyrolskiej. Tak się nie da. Poprosiłam
kucharza z rozmowę.
Szybko popadliśmy w dyskusję, skąd pochodzą pierogi.
Kucharz twierdził, że z Chin, ja upierałam się, że z Włoch. Zastanawialiśmy
się, dlaczego niektóre kraje pierogów nie znają np. Skandynawowie, czy nawet
Czesi. Oboje doszliśmy do wniosku, że to Marco Polo, Włoch z Wenecji, przywiózł
receptę z podróży do Chin. Do Polski pewnie przyszły z królową Boną. Na koniec
– na znak pokoju w naszej potyczce pierogowej – zjedliśmy po jeszcze jednej
porcji „odlewanych pączków”.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz