Innsbruck w Tyrolu: po co komu złoty dach, a Swarovskiemu woda alpejska do kryształów, luty 2020


Nie wiem z czym się ludziom kojarzy Innsbruck w Tyrolu. Moje skojarzenia krążą wokół zimowych olimpiad jakieś 40 lat temu. Musiałam stwierdzić, że jestem raczej sama z tymi skojarzeniami.

Spacerując Starym Miastem w Innsbrucku nie można nie zauważyć, że pewien dom ze złotym dachem (Das Goldene Dachl) przyciąga turystów jak niedźwiedzia do ula. Tłumy cykają tam namiętnie zdjęcia. Nie tylko jedno, tylko odczuwane setki zdjęć.




Spacer Starym Miastem w Innsbrucku


             Czekając na dogodną pozycję do wykonana fotki wygooglowałam złoty dach. I pojęłam, dlaczego naród turystyczny tak się uaktywnia na widok tego domu.

             Złoty dach zdobi krużganek skromnego mieszczańskiego domu. Dachówki w liczbie 2 657 to pozłacane miedziane gonty, perfekcyjnie ułożone jedna obok drugiej. W słońcu dach wprost razi w oczy. Ale oprócz tego efektu, fotografów amatorów przyciągają płaskorzeźby w dolnej części krużganku.

Kamienica ze złotym dachem

              Wytrawne oko znajdzie tu nagą męską figurkę wypinającą się gołym tyłkiem na świat. Czyżby jakiś poddany odważył się pokazać obnażone siedzenie cesarzowi Maksymilianowi, fundatorowi złotego dachu? Nie, to tylko sfrustrowany rzemieślnik, któremu nie zapłacono za pracę na budowie, na zasadzie: nie płacicie, to mnie pocałujcie gdzieś.


                                                                                         Krużganek z płaskorzeźbami

         Motywem znacznie bardziej rzucającym się w oczy jest sam cesarz Maksymilian z dwiema kobietami. Ale hallo, to żaden trójkąt małżeński, tylko mąż ze zmarłą żoną, którą poślubił z miłości. I z aktualną, poślubioną z rozsądku. W ówczesnych czasach przedstawianie obydwu żon było lekko skandalizujące. Tylko cesarz  mógł sobie na coś takiego pozwolić.

         Jeżeli zauważycie wśród tego tłumu osobników z powykręcanymi kończynami, to chcę Was uspokoić. Nie chodzi tu o inwalidów tylko o modnych wtedy tancerzy moreski, późnośredniowiecznego break dance.              

Olbrzym pilnujący kryształów
       Jeżeli złoty dach Was do końca nie poraził, to proponuję wniknięcie w świat kryształów. W „Świecie kryształów” w Wattens, niedaleko Innsbrucku, człowiek przenosi się wirtualnie w inny świat. Wejścia do parku kryształów pilnuje zielony olbrzym plujący wodą, która spada niczym wodospad.


Wejście do świata kryształów

        Historia kryształów zaczęła się od Daniela Swarovskiego, który był pierwszym konstruktorem maszyn do szlifowania za pomocą sztucznych kryształów. Austria zapewniła mu wówczas ochronę patentu. W Wattens sprytny Czech znalazł odpowiednie miejsce na fabrykę i niewysychające źródło wody z pobliskich Alp, potrzebnej do procesu szlifowania.
      Produkcja sztucznej – dzisiaj powszechnie znanej – biżuterii rozpoczęła się w latach 70-tych 20-tego wieku. Jako pierwsza weszła na rynek kryształowa myszka, maskotka igrzysk olimpijskich w Innsbrucku. Za nią pociągnęły dalsze zwierzęta, potem kolczyki, naszyjniki itp..






                                                 "Zoologiczne kryształy"
               „Świat kryształów” jest znakomicie zorganizowanym parkiem przeżyć. Tutaj powalają efekty świetlne i przestrzenne z kryształami w roli głównej. W iteratywnej akcji z komputerem można skonstruować nawet swój własny kryształ.


Iteratywny design kryształu


Kryształowe meduzy

         Dzisiaj w ofercie sztucznych kryształów Swarovskiego znajdziecie  prawie wszystko. Do tego znakomitym wsparciem marketingu świecidełek są bulwarowe historie o żyjących członkach klanu Swarovskich. I nie muszę  dodawać, co noszą panie Swarovskie. Oczywiście kryształową biżuterię!

Kąpiel w kryształach

Do widzenia strażniku kryształów

Brak komentarzy: