Ascona – wspólna fascynacja Jamesa Bonda, „Wilka stepowego“ i Steve Jobsa, kwiecień 2019



Ascona należy do moich ulubionych miejsc. Jak tylko uda mi się wymknąć do Szwajcarii, to chętnie zaglądam do Ascony, która jest dla mnie kwintesencją Szwajcarii. Ten mały kraik z 4 językami urzędowymi i bezpośrednią demokracją, jak w starożytnej Grecji, fascynuje mnie od dawna. W południowej części w Tesynie (Ticino), gdzie panuje język i kultura włoska, jest malowniczo położona wśród Alp i  Jeziora Długiego (Lago Maggiore) ta niewielka Ascona.




                                                                      Lago Maggiore typowy krajobraz



Mam wrażenie, że w Asconie zawsze panuje wspaniała pogoda. Przechadzka promenadą wysadzoną palmami i platanami na długo uspokaja niejedną skołataną duszę. Tutaj przyjeżdża się po to, żeby delektować się łagodnym śródziemnomorskim klimatem, widokiem na jezioro i leniwą atmosferą włoskich lokali. 









Promenada wieczorem



Od tego nic-nierobienia przychodzi ochota porozglądać się po okolicy. W takich przypadkach polecam sympatyczną wyprawę do doliny rzeki Verzasca (Valle Verzasca). Tę drogę  przebył też James Bond, żeby w odcinku „Złote oko” (Goldeneye) wykonać w służbie Jego Królewskiej Mości skok z miejscowej tamy. Po drodze pewnie mijał maleńkie drewniane domki z typowymi dla tej okolicy kamiennymi dachami. 












Typowe domy w Tesynie



Przed skokiem z tamy James pewnie przeszedł się po „moście rzymskim”, żeby sprawdzić czy nie męczy go lęk wysokości. Notabene ten most w Lavartezzo w wolnym tłumaczeniu nazywany Mostem Skoków (Ponte dei Salti) wcale nie pochodzi z czasów rzymskich.  Wyzwaniem dla mojego lęku wysokości było spojrzenie w dół (14 metrów) na rzekę, gdyż murek służący za poręcz sięga tylko do kolan. 


Most rzymski

Niedaleko Gordoli docieramy do tamy. Według krążących w internecie list rankingowych skok bungee jumping z tamy uważany jest za jeden z najlepszych filmowych stuntów.  „Złote oko” (GoldenEye) z Piercem Brosnanem w roli 007 zaczyna się właśnie od tej sceny.



Tama Jamesa Bonda

                                                           



Po tym rauszu adrenalinowym zajechaliśmy z powrotem do Ascony, gdzie w restauracji pod palmami rozmówcy przy sąsiednim stoliku zagadnęli nas na temat Monte Verita.



                                                Restauracja pod palmami



Już sama nazwa Góra Prawdy brzmi tajemniczo. Ale czy nie przesadzona? Góra jest pagórkiem o zalewie 321 m.n.p.m. A prawda? Czy istnieje w ogóle jedna prawda? Za to poszukiwanie prawdy jest zajęciem, którym ludzkość zajmuje się od wieków. Tak też było z Górą Prawdy. Krótko po roku 1900 ten pagórek magicznie przyciągał wielu krytycznie nastawionych do ówczesnej cywilizacji artystów, literatów i intelektualistów z całego świata. Wyznawcy tej społeczności byli naturystami, chcieli żyć w zgodzie z naturą, zużywając jak najmniej naturalnych zasobów.  Nazywali siebie „wegetabilistami” i zajadali się jabłkami, śliwkami i kalarepką. Byli przeciwko spożywaniu mięsa, co miało służyć ich zdrowiu i tym samym uniknąć cierpienia zwierząt. Skądś to znamy, prawda?




Widok na Monte Verita

Internet: widok z Monte Verita

Wśród „Monte-Verita-nistów” był także Hermann Hesse, autor „Wilka stepowego”. Przybył na Górę Prawdy, żeby przezwyciężyć swój kryzys twórczy i zapanować nad problemem alkoholowym. Wegańskie odżywianie i spanie pod gołym niebem dobrze mu zrobiło. Hesse powrócił tu w 1919 roku i osiedlił się na stałe w pobliskiej miejscowości Montagnola, gdzie mieszkał aż do śmierci w 1962 roku.

Internet: zwolenniczki Góry Prawdy


A Steve Jobs? Na angielskojęzycznych stronach internetowych można znaleźć informacje, że znak firmowy Apple z nadgryzionym jabłkiem ma swoje źródło też na Górze Prawdy. Otóż  jeden „Monte-Verita-nistów” Arnold Ehret stworzył teorię odżywiania, której podstawą są owoce, w tym jabłka. Ta teoria stała się bardzo popularna w USA w okresie hippisowskim. Wtedy zetknął się z nią też Steve Jobs. A reszta to już historia.

              
Internet: Arnold Ehret i Steve Jobs 



No i co? Nie mówiłam, że ta mała i leniwa Ascona jest naprawdę interesująca?

                                                       Lago Maggiore wieczorem





















Brak komentarzy: